Dlaczego to wszystko tak dobrze smakuje?

Dlaczego to wszystko tak dobrze smakuje?

 

Nigdy nie zapomnimy buchnięcia wilgotnego gorąca po wyjściu z samolotu. Lekko otumanieni, po kilkunastu godzinach w samolocie, docieramy do naszego hostelu. Zamawiamy zieloną herbatę (a co by innego?) i zupę pho.

 

 

Jest godzina dziesiąta, w Polsce większość społeczeństwa jeszcze śpi, bo to 5 rano. Fajna jest ta zmiana stref czasu.

 

Dobrze pożywieni i pełni energii po kilku naparach mega mocnej herbaty idziemy w miasto.

 

Metalowa, nagrobkowa, farbowa, tapetowa, ziołowa, meblowa, urodzinowa, obuwnicza, odzieżowa, ceramiczna, koszykowa, ptaszkowa. I oczywiście – jedzeniowa. Na tej ulicy byliśmy najczęściej. W Hanoi, stolicy Wietnamu, stare miasto jest bardzo uporządkowane. Na swój sposób. Wietnamczycy dokładnie wiedzą gdzie iść, by kupić potrzebne im rzeczy. My gubiliśmy się cały czas, ale o to też chodzi w poznawaniu nowych miejsc, prawda?

 

 

Ptaszkowa

 

 

Koszykowa

 

Trzeciego dnia wiedzieliśmy już kto robi najlepszą zupę pho. Pho na śniadanie – najlepsze. Makaron ryżowy, bulion, czasem jakieś mięso, świeża kolendra, trochę soku z limonki, pałeczki w rękę i smacznego! Siedzimy na niziutkich plastikowych krzesełkach, a obok skutery wyładowane kurczakami, ludźmi, miotłami. Zaraz obok rowerzyści w bambusowych kapeluszach. Tłum ludzi na ledwo widocznych chodnikach.

 

 

Jedzeniowa!

 

 

Czasem trzeba przejść przez ulicę i zauważyliśmy, że dla wielu turystów to niezwykła przygoda. Na początku naiwnie czekasz, by ktoś się w końcu zatrzymał i cię przepuścił. Ale to nie wychodzi. Podglądasz mieszkańców Hanoi – po prostu wchodzą na ulicę i idą. Nie zatrzymują się ani razu, nie rozglądają się za bardzo. To idziesz. Słyszysz trąbienie, widzisz jak pojazdy nie zwalniają, tylko skręcają zaraz przed tobą. Nie możesz się zatrzymać, bo wtedy zakłócisz płynność ruchu! No i jesteś na drugiej stronie. Po kilku razach dojdziesz do perfekcji.

 

 

Stroje użytkowników dróg są bardzo różne.

 

 

Po takim przeżyciu czas na obiad. Tym razem ryżowy makaron z owocami morza. Następnym razem z wołowiną, potem sajgonki, pho, zielona herbata, mocna kawa z gęstym mleczkiem, ryż z warzywami, tofu naturalne, tofu smażone, pho, makaron, ryż, herbata, kawa…

 

 

Owoce morza i makaron. Mniam!

 

Po miesiącu w Wietnamie odkryliśmy, dlaczego wszystko nam tak smakowało. Glutaminian sodu! Dodawany jest do wszystkiego, by poprawić smak. (Warto wiedzieć więcej – pomoże wam Wikipedia).

 

I znów, nigdy nie zapomnimy smaku zupy pomidorowej ugotowanej przez mamę po powrocie. A raczej tego niesmaku. Nic nie miało smaku! Domowe obiady straciły cały swój urok! Kilka tygodni zajęło nam, by przyzwyczaić się do smaku naturalnego jedzenia, bez polepszaczy.