WŁÓCZYKIJ

WŁÓCZYKIJ

Niczym niedźwiedzie budzimy się z zimowego snu. Wiosna już prawie za oknami. Pierwsze, „prawie” wiosenne dni spędziliśmy na Gryfińskim Festiwalu Miejsc i Podróży „Włóczykij”. Oj, działo się!

 

 

 

 

 

 

 

Gryfino przypomina Cieszyn. Niewielkie graniczne miasteczko i rzeka. W Cieszynie Olza, tam Odra. Tu kaczki, tam orły bieliki i gęsi gęgawe. Tu Czesi, tam Niemcy. Tam co roku zjeżdżają podróżnicy z całej Polski. Tam można poszerzać horyzonty!

 

Wiosna?

 

Pierwsze klucze gęsi.

 

 

Festiwal tworzą ludzie przyciągający swoją energią i otwarciem na drugiego człowieka. Sala domu kultury pełna. Wszyscy słuchają o wyprawach – tych samotnych, rodzinnych, ekstremalnych, górskich, kajakowych, rowerowych, pieszych, pomocowych…

 

Ale Włóczykij to nie tylko prezentacje. Są też projekcje filmów, degustacje potraw (w tym roku były owady, ale i pyszności pań z koła gospodyń), koncerty, wycieczki. Był też ekstremalny rajd na orientację! Były „stare wygi” i ci początkujący. Jedni profesjonalnie przygotowani, inni w lekkim szoku, że udało im się przebiec 50 kilometrów! W nocy. Po lasach. Nie mówiąc już o tych, którzy przebiegli 100 km…

 

 

Punkt stop. Tu można odpocząć przez godzinę. Zjeść, napić się…

 

… i przestudiować mapę.

 

Meta.

 

Każdy festiwal, to szansa poznania ludzi otwartych na świat, na ludzi, na przyrodę. Ludzi wrażliwych. Gryfiński Włóczykij dzięki swojej wyjątkowej atmosferze sprawiał, że rozmowa z każdym przeradzała się w fascynujące dyskujse. A najlepiej rozmawiało się w Festiwalowym Klubie „Pub u Suszka”.

 

To tu poznaliśmy Aruna, zdobywcę Kolosa, uprawiającego kabaret podróżniczy. Czy Dorotę Kozińską, autorkę książki „Dobra pustynia” (więcej o książce już wkrótce).

 

Przytuła i Kruk u Suszka.

 

Jeśli macie trochę czasu na przełomie lutego i marca 2014 roku to koniecznie zajrzyjcie do Gryfina. Strona festiwalu TUTAJ.

 

 

Odra.