
11 kwi WŁÓCZYKIJ
Niczym niedźwiedzie budzimy się z zimowego snu. Wiosna już prawie za oknami. Pierwsze, „prawie” wiosenne dni spędziliśmy na Gryfińskim Festiwalu Miejsc i Podróży „Włóczykij”. Oj, działo się!
Gryfino przypomina Cieszyn. Niewielkie graniczne miasteczko i rzeka. W Cieszynie Olza, tam Odra. Tu kaczki, tam orły bieliki i gęsi gęgawe. Tu Czesi, tam Niemcy. Tam co roku zjeżdżają podróżnicy z całej Polski. Tam można poszerzać horyzonty!
Wiosna?
Pierwsze klucze gęsi.
Festiwal tworzą ludzie przyciągający swoją energią i otwarciem na drugiego człowieka. Sala domu kultury pełna. Wszyscy słuchają o wyprawach – tych samotnych, rodzinnych, ekstremalnych, górskich, kajakowych, rowerowych, pieszych, pomocowych…
Ale Włóczykij to nie tylko prezentacje. Są też projekcje filmów, degustacje potraw (w tym roku były owady, ale i pyszności pań z koła gospodyń), koncerty, wycieczki. Był też ekstremalny rajd na orientację! Były “stare wygi” i ci początkujący. Jedni profesjonalnie przygotowani, inni w lekkim szoku, że udało im się przebiec 50 kilometrów! W nocy. Po lasach. Nie mówiąc już o tych, którzy przebiegli 100 km…
Punkt stop. Tu można odpocząć przez godzinę. Zjeść, napić się…
… i przestudiować mapę.
Meta.
Każdy festiwal, to szansa poznania ludzi otwartych na świat, na ludzi, na przyrodę. Ludzi wrażliwych. Gryfiński Włóczykij dzięki swojej wyjątkowej atmosferze sprawiał, że rozmowa z każdym przeradzała się w fascynujące dyskujse. A najlepiej rozmawiało się w Festiwalowym Klubie “Pub u Suszka”.
To tu poznaliśmy Aruna, zdobywcę Kolosa, uprawiającego kabaret podróżniczy. Czy Dorotę Kozińską, autorkę książki “Dobra pustynia” (więcej o książce już wkrótce).
Przytuła i Kruk u Suszka.
Jeśli macie trochę czasu na przełomie lutego i marca 2014 roku to koniecznie zajrzyjcie do Gryfina. Strona festiwalu TUTAJ.
Odra.