11 lut KOSOVSKA MITROVICA
Do Kosovskiej Mitrovicy wjechaliśmy żeby coś zjeść.
Był rok 2009. Zbliżał się wieczór, więc temperatura spadła do 30 st. C, a my jechaliśmy przez kurz i pył naszym Fiatem Uno (wyprzedzani przez mercedesy, bmw i inne cuda). Byliśmy głodni jak wilki a spragnieni jak smoki. Postanowiliśmy więc zjechać z aktualnie budowanej trasy przelotowej Tirana – granica serbska (stąd ten kurz i pył) do Kosovskiej Mitrovicy. Witają nas niemalże egipskie ciemności a słychać tylko coś takiego…
DŹWIĘK
Co to? To odgłos generatorów na prąd, które stały przy każdym sklepie, przy każdej restauracyjce czy czajowni. Maszyny te pomagały oświetlić kupowany towar i jedzenie na talerzu. Niestety mają to do siebie, że są bardzo głośne i rozmawiać torchę ciężko. Ale w połowie naszej kolacji całe miasto błysnęło i stała się światłość.
A dlaczego tak się dzieje? Oszczędności! Z tego co zrozumieliśmy, ciemności nastają kilka razy dziennie na dwie godziny. Skończy się takie zapalanie świec gdy tylko kosowarzy zbudują własną elektrownię (na razie korzystają z serbskiej).
Tak więc kto marzy o kolacji przy świecach, niech podąża do Kosovskiej Mitrovicy!