W KOŃCU…

W KOŃCU…

W końcu się udało! No, trochę czasu było trzeba poświęcić…

Szukanie odpowiedniego miejsca, wybrana pora roku, długie oczekiwania a potem przypadek.

 

 

 

 

W końcu się udało! No, trochę czasu było trzeba poświęcić…

Szukanie odpowiedniego miejsca, wybrana pora roku, długie oczekiwania a potem przypadek.

 

Ale po kolei. Ruszam w góry (oczywiście mój ulubiony i zazwyczaj pusty ZAPAD) dochodzę do przełęczy 1960 m. Pogoda się psuje – po kilku błyskach tuż obok mnie, szybko schodzę w bezpieczne miejsce.

 

 

No ale tylko chwilkę jest ok. Po kilku minutach już jest tak

 

 

W takim razie jeszcze niżej trzeba się przenieść. Rozległa dolina – dużo kamieni, mało ludzi, miejsce idealne. Zresztą już od dawna, przy każdej okazji, przesiaduję tu i obserwuję – wypatruję…

 

 

 

W końcu się udało! Pierwszy wychylił się mały ciekawski łepek! I ku mojemu zdziwieniu – w ogóle się nie bał. No i tak siedzieliśmy i oglądaliśmy się nawzajem – ja pierwszy raz widziałem świstaka a młody świstak pewnie pierwszy raz widział człowieka.

 

 

W końcu pojawiła się też zaniepokojona mama.

 

Przełom lipca i sierpnia to najlepsza i w zasadzie jedyna pora kiedy można zobaczyć świstaki. Wtedy młode pierwszy raz wychodzą z nory i jeszcze za bardzo nie wiedzą co i jak – kogo się bać a co jest ok. Więc wystawiają głowy, wychodzą, wąchają i poświstują – podchodząc przy tym często nawet na odległość kilku metrów od człowieka. No a matki mają wtedy niezłe napięcie –  muszą za nimi biegać i uczyć. Dla nas to jedyna i niepowtarzalna okazja, żeby te płochliwe zwierzęta zobaczyć z bliska. Przeżycie niesamowite – warto czekać…