LITERATURA NA MAJ

LITERATURA NA MAJ

Ryszard Kapuściński mówił: „Jeśli nie możesz nic napisać, nie przejmuj się – siadaj do czytania”.

 

I właśnie teraz jest taki czas, pogoda chyba też to wymusiła – deszcz leje, wiatr wieje, słońca nie ma (a to podobno maj!). Czytając można się przenieść w dalekie kraje i zapomnieć o bożym świecie. Ale żeby tak całkiem zagłębić się w opisywany świat, potrzebne są do tego książki pisane w sposób doskonały!

 

 

Całe szczęście nasza „biblioteczka” zawiera kilka takich książek – tak się składa, że to książki podróżnicze i reportaże. Im więcej się czyta, tym bardziej chce się jechać. Na dziś proponujemy dwie pozycje. A już wkrótce pojawią się nowości.

 

 

 

 

„Ani tu, ani tam. Europa dla początkujących i średnio zaawansowanych” Bill Brysona (Wyd. ZYSK I S-KA, 2010).

 

Amerykanin, który w 1977 roku osiadł w Anglii i chyba nasiąknął angielskim humorem, który nie każdemu odpowiada. Ja też mam mały problem z tą pozycją – z jednej strony fajnie się czyta, np.:

 

„Czułem się jak osoba, która po raz pierwszy wyszła na zewnątrz. Wszystko wokół było inne: języki, pieniądze, samochody, tablice rejestracyjne, chleb, jedzenie, gazety, parki ludzie. Nigdy wcześniej nie widziałem przejścia dla pieszych z pasami, nigdy wcześniej nie widziałem tramwaju, niepokrojonego chleba (taka możliwość nawet nie przyszła mi do głowy); nigdy wcześniej nie widziałem osoby w berecie, która oczekiwałaby, że zostanie potraktowana poważnie.”

 

 

Albo: „Osobiście postanowiłem przestać lubić EWG, kiedy zmusiła Brytyjczyków, aby zmienili eleganckie granatowe paszporty w twardej oprawie na te nieestetyczne czerwone książeczki, które wyglądają jak dokumenty tożsamości polskiego marynarza.”

 

 

A z drugiej strony coś mi tu nie gra. Może to, że co jakiś czas – zbyt często i chyba niezbyt potrzebnie – są opisy fizjologii zarówno kobiecej jak i męskiej, albo bardzo „pikantny” dialog właściciela hotelu ze swoją żoną (będący oczywiście wyobrażeniem autora). Nie jest więc to książka, którą czytam jednym tchem, bez żadnych zastrzeżeń do tekstu, ale można znaleźć ciekawe doświadczenia autora i coś w tym jednak jest.

 

„Katz i ja lekkomyślnie zamówiliśmy kiedyś w Bawarii Kalbsbregen. Po chwili przy naszym stole pojawił się właściciel w rzeźnickim fartuchu, który z niepewna i zakłopotaną miną wykręcał palce.

–  Najmocniej panów przephraszam – powiedział po angielsku – ale czy panowie są wiedzący, co to jest Kalbsbregen?

Wymieniliśmy spojrzenia i przyznaliśmy, że nie wiemy.

–  To jest, jak szę mówi, no, małe khrowy tym myszlą.

Katz o mało nie zemdlał.”

 

 

Tony Halik. Zawsze z kamerą, zawsze ciekawy świata – po prostu urodzony dla przygody. „180000 kilometrów przygody” i „Jeep. Moja wielka przygoda” – rozwiązania ułożenia rzeczy w jeepie natchnęły nas do meblowania naszego ścigacza (Fiat Uno!) na czas wyjazdu na Bałkany. Hmmm… no cóż, łatwo nie było. Choć nam odpadała: „…metalowa szafa, szeroka i wysoka, z rozsuwanymi drzwiami. Podzielona była na trzy części. W pierwszej znajdowały się wyłożone gąbką drewniane szuflady na kamery i aparaty filmowe, specjalne soczewki i magnetofon. Trzymaliśmy tam również środki pierwszej pomocy i aparaturę fotograficzną.” (Tony Halik: 180000 kilometrów przygody. Wydawnictwo Bernardinum Sp. z o.o., 2006)