10 lis Herbaciane zakupy
Herbaciane zakupy
Musieliśmy to mieć! Koniec kropka. Przecież przyjechaliśmy do Maroka, żeby spróbować marokańskiej herbaty, a w Polsce ta herbata popijana z kubków po prostu nie smakuje. Przez cały wyjazd tęsknym wzrokiem oglądaliśmy dzbanki, szklaneczki, tace, ale wiedzieliśmy, że nie możemy ich kupić tak od razu, bo nie będziemy przecież jeździć z takim ciężarem po całym Maroku.
Ale w końcu w Marakeszu zdecydowaliśmy – to jest to miejsce, w którym robimy herbaciane zakupy. Nie trzeba było szukać długo – wystarczy spojrzeć kątem oka na wystawione dzbanki, a sprzedawca już nas namierzy. No i zaczęło się. Najpierw musieliśmy się zdecydować – duży czy mały dzbanek. A co tam! Weźmiemy dwa duże i jeden mały! „Ile to kosztuje?” „1500 dirhamów, my friend” odpowiada sprzedawca. I zaczęło się targowanie! Po kilku minutach stanęło na tym, że bierzemy dwa duże dzbanki i 6 szklaneczek. „How much, my friend?” “1000, monsieur”. Jak to? Przecież byliśmy już w okolicach 600 dirhamów! Stanęło na 500 dirhamach. Do tego jeszcze dostaliśmy dwie gratisowe szklaneczki!
Wyszliśmy szczęśliwi i obładowani, ale woleliśmy nie sprawdzać cen gdzie indziej. Nagle Piotrek zawraca, nie wiedziałam, co się dzieje – okazało się, że to wszystko jeszcze mało. Poszliśmy dokupić jeszcze ten mały dzbanuszek i 18 szklaneczek! Teraz targowanie poszło łatwiej! No i mamy z czego pić herbatkę!
Korciły nas jeszcze takie fajne dzbanki na wodę, ale to już zostawiliśmy na następny raz.
No to naczynia już mamy, ale trzeba przecież coś pić! Zaraz koło naszego hotelu był mały sklepik, do którego chodziliśmy po wodę i tu kupiliśmy jeszcze 10 paczek herbaty. W Polsce też możemy kupić gun powder, ale nie w takich fajnych opakowaniach! Do tego jeszcze 1 kg cukru! Oczywiście cukier „specjalistyczny” – odłupane kawałki od całej głowy cukru. Chcieliśmy kupić tę głowę cukru, ale ona ważyła przeszło 2 kg – trochę za dużo, jak na nasze limity bagażowe!
I teraz sobie popijamy berber whisky wspominając gorące Maroko!